Kota nie ma, myszy harcują
Jeszcze miesiąc temu myślałem, że ostatni tydzień przed wyjazdem będzie spokojny. Przecież planujemy wyjazd nie od dziś. Oczywiście na te kilka dni przed wyjazdem okazało się, że przydałby się dodatkowy tydzień, a najlepiej dwa, żeby wszystko dopiąć tak jak należy. Dlatego bardzo ucieszyłem się, kiedy okazało się, że reszta Kajtostanów na 2 dni ucieka w Beskid Niski.
Powody znalazłem co najmniej dwa. Pierwszy, co oczywiste, przez kilkadziesiąt godzin mogę dłubać przy rowerach czy też rozkręcać meble, które nie będą potrzebne nowym lokatorom. Z efektów dwudniowych zmagań jestem co najmniej zadowolony. Oczywiście mogłem to zrobić szybciej, mogłem mniej uwalić siebie i pół Huty smarem, mogłem także kupić wszystkie części, których potrzebowałem na ten czas, ale wtedy nie byłbym sobą.
Efektem całego zamieszania jest przygotowanie dużych rowerów do jazdy, odgrzebanie ze stanu średniego małego roweru, rozkręcenie i skręcenie pierwszy raz w życiu piasty z kontrą! Dodatkowo okazało się, że planowana modyfikacja przyczepki jest bardziej skomplikowana niż sądziłem, w związku z czym do gry wejdzie ciężki sprzęt. A poza rowerowe atrakcje weekendu to przede wszystkim rozkręcanie mebli własnoręcznie wykonanych kilak lat wcześniej. Aż mi się łezka w oku zakręciła, jak sobie przypominałem budowę podestu w burzliwych czasach czekania na pierwszego z Kajtostanów. Dodatkowo znalazłem kilka skarbów, o których nie wiedziałem, bądź o nich zapomniałem, jak na przykład mapa ścienna z 1950 roku, prezentująca wschodniego Wielkiego Brata wraz z opłotkami.
Pozostał jeszcze drugi powód mojego zadowolenia z pustego domu. Nie wiem czy nie jest on równie istotny jak możliwość dwudniowego gmerania przy rowerach. Były to ostatnie 2 dni, kiedy mogłem być sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Nie musiałem przewijać żadnego dziecka, myśleć co tu ugotować na obiad (przecież dłubiąc przy rowerach zawsze można posilić się smarem), spędzać rytualnych godzin wieczornych na usypianiu Kajtka bądź Ruty. Teraz to się skończy. Przez najbliższe miesiące takiego weekendu raczej nie uświadczę.
Na niecałe 100 godzin do odlotu sprzęt przygotowany w powiedzmy 66%. A to jeszcze nie koniec niespodzianek, które z pewnością wyskoczą przed czwartkiem jak Filip z konopi.
Czyli wszystko w normie 😀
Trzymam za Was kciuki!
Dzięki.