Pod górkę czy z górki?
Siedzimy gdzieś pośrodku niczego, a raczej wszystkiego. W końcu w górach jest wszystko co kocham. Piękne te góry, potężne, aż do nieba sięgają. Drogi jak tasiemki wiją się kilometrami, przyklejone do zboczy jak domki, które tworzą miasta i miasteczka rosnące tylko w górę. Próbowaliśmy się zmierzyć z tymi górami. Przytuleni do zboczy pięliśmy się w górę w tych górach. Sierra de les Nieves. Trasa Malaga-Ronda pokonała nas.
Jesteśmy ciężcy, za ciężcy. Nie przećwiczyliśmy jazdy na sucho. Pakując się jak zwykle na ostatnią chwilę, nie sprawdziliśmy nawet czy wszystkie nasz klamoty zmieszczą się do dwóch kompletów sakw i dwóch worków. Zmieściły się. Ale to połowa sukcesu, bo okazało się, że nie jest dużym problemem zmieszczenie rzeczy, zawsze można coś przytroczyć, większym problemem jest waga. Siłami napędzającymi nasze rowery są dwie pary nóg, a jedziemy przecież w czwórkę. Podczas tego wyjazdu patentowaliśmy pewien chytry pomysł podpatrzony u innej szalonej, rowerowej rodzinki. Rower dla Kajtka ciągnięty za przyczepką. Pomysł doskonały, bo Kajtek uczyłby się jazdy na normalnym rowerze z pedałami, miałby frajdę z naśladowania nas i dobrą zabawę. Jest tylko jedno ale. To ale to waga. Rowerek Kajtka waży 8 kg. To całkiem sporo, biorą pod uwagę, że nasze stalowe Brennabory (dzięki Afryce Nowaka jadą z nami znów do Afryki), nie należące do specjalnie lekkich machin ważą 15 kg. Więc choć pomysł sam w sobie cudny, chyba będziemy z niego rezygnować. Zostawimy też gdzieś książki Kajtka, przerzucając się na książki elektroniczne.
Na czym jeszcze można zaoszczędzić trochę wagi? Ciuchy to nie problem, bo wszystkie nasze ubrania wagą koło 10 kg. Ale co z resztą? Jak zastąpić pieluchy, ciężki stary śpiwór? Może zostawić gdzieś komputer? Ale wtedy co z blogiem? Myślimy nad odchudzeniem intensywnie, bo choć z podwózkami zdobyliśmy Rondę, czeka nas jeszcze wyjazd z niej, a to takie piękne miejsce, otoczone z każdej strony górami.
Zastanawiam się skąd w człowieku bierze się taki upór, chęć walki? Dlaczego w głowie pojawia się „jak to, ja nie dam rady”? No i mimo kompletnego wyczerpania, zmusza się nogi do kolejnych ruchów, do kolejnego wysiłku. Ale później te cudowne zjazdy, te fantastyczne widoki i człowiek znowu ma siłę na kolejne podjazdy. Zaczęło się już zaraz za Malagą. Podjazd miał takie nachylenie, że po prostu fizycznie nie byliśmy w stanie temu sprostać. Nie, ciągnąc ze sobą 80 kg (Zbychu). Więc co z tym fantem zrobić? Oczywiście złapać stopa. Kilkaset metrów podjechane i jesteśmy na górze. Ale na jakiej górze? Przecież jedziemy z poziomu morza na wysokość 1190 m n.p.m. Planowo w Rondzie mieliśmy być w niedzielę, ale odległość 80 km z Malagi do Rondy rozciągnęła się nieco i dotarliśmy do niej dopiero we wtorek. Robiliśmy dziennie po 20-30 km, więcej się nie dało. Ale co tam, było i jest pięknie. W końcu jesteśmy w drodze.
Zatem góry. Sierra de les Nieves. Nieziemsko piękne, choć na mój zachwyt zasługują niemal wszystkie góry. Co jakiś czas rozsiane pojedyncze domki, które gdzieniegdzie skupiają się w całkiem spore miasteczka, których historia sięga czasów rzymskich. Białe ściany, sporo niebieskich akcentów i soczysta zieleń, a wokół kwitnące drzewa, obrośnięte daktylami palmy. Spotykamy masę ptaków, a od czasu do czasu mijają nas miejscowi na koniach. Alozaina, Yunquera, El Burgo, Ronda. Od czasu do czasu podjeżdżamy stopem. Najczęściej mieści się jeden rower plus kilka sztuk bagażu. Odciążam więc tatę Zbycha zabierając dzieciaki z przyczepy i śmigam z moim rowerem i bagażami na górę, a Zbych siłuje się z podjazdami, z którymi bez obciążenia nie ma już takiego problemu. Jest cudnie, choć ciepłe słońce zamienia się w ciężkie, ciemne chmury i dokuczający wiatr. Cieszymy się tym samym z dodatkowych ciepłych ciuchów i do gry zapraszamy puchową kurtkę i ciuchy z wełny merino. W Yunquera zgarnia nas do domu na noc tutejszy Jan Kowalski, czyli Juan Carlos. Mieliśmy się już rozbijać, gdy stara renówka podjechała i uśmiechnięty Hiszpan zaprasza do siebie. Zastanawialiśmy się czy to dobry pomysł, bo jego dom znajdował się kilka kilometrów niżej, więc kolejnego dnia będziemy musieli to nadrobić. Ale zacinający deszcz, który straszył całą noc pokazał jak dobra była to decyzja. Takich dobrych ludzi jest tutaj masa. Po podjazdach proponują wodę, a couchSurfing sprawuje się lepiej niż nam się śniło…
Już Malaga była zaskoczeniem. Lądowaliśmy bowiem w czwartek po 22, więc mieliśmy wizję spania na lotnisku i skręcania tam rowerów oraz tak naprawdę pakowania się na nowo. W zasadzie bez większych nadziei napisałam na CS do kilku osób z Malagi. Po 10 minutach odpowiedź. Nie dam Wam spać na lotnisku. Przyjadę po Was! Ale my mamy naprawdę sporo bagażu. Nie ma problemu, przyjadę vanem. Ok, jasne, genialnie! Pan Hiszpan nie bardzo mówił po angielsku, więc ciężko było nam dogadać szczegóły, więc do samego końca nie byłam pewna czy faktycznie ktoś nas w Maladze przywita czy też nie. Udało się. Przywitał, przewiózł do swojego domu i ugościł. Spędziliśmy tam dwie noce, kąpiąc się w słońcu, wspólnie muzykując i przełamując bariery językowe, które tak naprawdę nie istnieją. A teraz siedzimy w fantastycznej francuskiej rodzinki. Kajtek ma rówieśnika do zabawy i w końcu masę zabawek, a my dzielimy się doświadczeniami, bo nasi gospodarze w zeszłym roku jeździli rowerowo po Australii. No i Celine podjechała po mnie i dzieciaki do El Burgo, by odchudzony tata Zbych mógł mierzyć się z górami jak równy z równym. W sumie tak sobie myślimy, że moglibyśmy spędzić tu kolejne trzy miesiące i eksplorować Andaluzję. Jednak złowróżbne chmury każą jechać dalej na południe. Ku przygodzie bycia w drodze.
ufff jak mi się dobrze zrobiło siedząc i czytając Wasze opowieści, nie napiszę, też tak chcę, napiszę, wkrótce uczynię podobnie:-) powodzenia i do zobaczenia!
CIAO G.
Doskonale. A przy okazji najlepszego urodzinowego!
No jeśli Zbychu wymiękał na podjazdach, to musiało być faktycznie srogo. Ale na szcęście potem zawsze okazuje się że było warto. Wiatru tylko w plecy , wspaniałych widoków i życzliwych ludzi.
Dzięki, wszystko się spełnia.
trzymamy kciuki, żeby było coraz łatwiej i piękniej! :*
Jest dobrze. Może nie łatwiej, ale piękniej:)
wyglądacie wspaniale, jesteście piękni, brzmi to wszystko wspaniała przygoda, zazdro sto i dużo dobrego dla was!
Dzięki. Staramy się trzymać klasę;)
Świetna wyprawa, aż teraz mocno żałuję, że w lato nie pojeździliśmy więcej, np właśnie z przyczepką dla malucha. Trzymam kciuki! Powodzenia
Polecamy. Jeździć ile się da:) choć oczywiście my też czasem mamy dość.
Kochani!Podziwiam Was i gratuluje.Sledze wszystkie wpisy,caluje ciocia B
Dziękujemy i ślemy słońce z Maroka!
Ale Wam tej Andaluzji zazdroszczę!;) Chętnie bym wróciła i właśnie po górach się trochę potułać tym razem:) Powodzenia dalej!
No to wpadaj jakoś w marcu, bo pewnie gdzieś tak będziemy wracać z Maroka:)
Trzymamy kciuki za Was! Jesteście niesamowici.
Dzięki. Jesteśmy całkiem samowici:)
Super! O’Keje trzymają kciuki! Ach ta Andaluzja!
Wpadajcie na urodziny Kajtka, może być i Andaluzja:)
Piszcie,piszcie !!! Tak dobrze wiedzieć, że wszystko u Was O.K. A swoją drogą to wspaniale, że marzenia i duże plany się spełniają
Staramy się pisać na bieżąco, ale wiadomo jak z czasem z dzieciakami, a dobrze czasem coś zobaczyć i jeszcze od czasu do czasu odpocząć:)