Od 48 godzin jesteśmy we Francji, tyle wystarczyło by zorientować się, że:
– tu naprawdę ludzie chodzą w beretach;
– 8 na 10 samochodów to „francuzy” (których jestem wielką fanką);
– po zjechaniu z głównej grani Pirenejów zaczyna się interwał, który jest pierdyliard razy bardziej męczący niż jednostajne, nawet długie podjazdy;
– dżem kasztanowy jest doskonały, prawie jak infrastruktura rowerowa i szlaki rowerowe.
200 km świetnie utrzymanego, wyasfaltowanego i ciągłego szlaku wzdłuż rzeki Gave de Pau, szał pał, co nie?