Kartka z kalendarza 31/03/2015. Od rodziny do rodziny Rainbow
Po szumiącym noclegu nieopodal wiatraków (okolice Cercal do Alentejo) ruszliśmy skoro świt (czyt. 10:00) w dalszą drogę na południe, w kierunku Odemiry. Słońce było nieziemskie, temperatura z resztą też. W końcu poczuliśmy portugalską wiosnę.
Tak rozpoczął się tydzień niezwykłego odpoczynku. Trafiliśmy bowiem na portugalskie Rainbow Family Gathering i był to wspaniały czas totalnego oderwania się od rzeczywistości. Od jednej rodziny, bo przypominam, ze tydzień wcześniej żegnaliśmy babcię Lu i Dziadka Leszka na lotnisku w Lizbonie, trafiliśmy do nowej rodziny. Odjechanej kompletnie, ale jakże pięknej. Wciąż nie mogę uwierzyć, że bez rozporządzania z góry może coś tak dobrze działać. Organizacja przez brak organizacji, chyba takie to nasze:) Bo Rainbow jest spotkaniem ludzi, którzy z pozoru się nie znają, ale są sobie bliscy. Cieszą się ze słońca i z księżyca. Dziękuję Matce Ziemi za wodę i rośliny. Grzeją się przy Ogniu. Jest w tym pewnego rodzaju „sekciarstwo”, ale nie groźne i magiczne. Bez używek, bez elektroniki, która chyba obecnie jest najbardziej rozpowszechnioną używką, bez prądu, za to z muzyką – absolutnie fenomenalną!!!, z bliskością, z tańcem, z „braćmi”. I ten organizm, ta rodzina działa, tworzy, odbywają się warsztaty, spotkania, rozmowy, każdy może podzielić się swoimi umiejętnościami, przynieść wodę do kuchni, obrać warzywa, przynieść drewno do ogniska. Dla mnie najważniejsze było pokazanie Kajtkowi alternatywy do świata w którym przywykliśmy żyć. Że zamiast pieniędzy możesz dać coś innego od siebie (choć po każdym posiłku magiczny kapelusz krążył i czasem odwdzięczało się pocałunkiem, a czasem pieniędzmi), że trzeba szanować drugą osobę i przyrodę. W sumie pokazywaliśmy mu to przez całą naszą podróż, ale tu mógł zobaczyć, że nie jest jedyny, a jego rodzice mają więcej „postrzelonych kumpli”. To był też dobry czas spotkania z przyjacielem, bo to właśnie przez Janka znaleźliśmy się na Rainbow. Piosenki i melodie, które tam poznaliśmy towarzyszą nam do dziś, a pewne „rainbowowe tradycje” musieliśmy uskuteczniać później w drodze. Także co wieczór, przed kolacją trzymając się za ręcę w kręgu śpiewaliśmy wesołe piosenki o cieszących się częściach naszego ciała. Wspominając to już się uśmiecham:) Tak, muzyka na Rainbow była niesamowita, mnogość instrumentów, głosów, tupnięć – coś niesamowitego. I zdradzę Wam taki sekret, że zawsze marzyłam, żeby wystąpić w musicalu Hair (mój ukochany film, muzyka, musical…) i właśnie na Rainbow marzenie mi się spełniło, tylko zamiast spektaklu miałam to wszystko na żywo i byłam tego częścią. Zdjęć z tego czasu nie mamy, bo przecież był bez elektorniki. Także zostały nam tylko magiczne wspomnienia! Dzięki!
Super extra trzymam za was kciuki, podróż marzeń, chciałbym być na waszym miejscu
Podróż marzeń, faktycznie 🙂 Zazdroszczę bardzo, wygląda na to, że świetnie się bawicie.
Fakt, było wybornie:) A jak wspominamy to łezka w oku się kręci;)