Bo „Ruta to znacznie więcej niż tylko imię”
Imię to ma każdy. Fakt, czasem wołamy „ej Ty’, czasem NoriNori a jeszcze innym razem jak zapomnimy to klepiemy po ramieniu. Jednak imię towarzyszy nam od najmłodszych lat i jest jednym z dźwięków, na które najwcześniej zaczynamy reagować. Imię zawdzięczamy rodzicom, którzy z różnych powodów nas nim uszczęśliwiają. Czasem nie mamy nic przeciwko, a czasem chcemy je zmienić. Chyba każdemu zdarzyła się ciekawa bądź śmieszna historia związana z tymi kilkoma literami, którymi podpisujemy się przez całe życie.
Jako że znamy się nie od dziś to opowiemy Wam jak to wyglądało w naszym przypadku w kolejności od najstarszego do najmłodszego. A to z tej prostej przyczyny, że co ciekawe, najlepsze historie miało najmłodsze pokolenie. Żeby nie wyszło kto jest najstarszy tak wprost to zaczniemy od kobiet. W końcu to one mają pierwszeństwo.
Ola, dla znajomych Fasola to u nas dość popularne imię. W Polsce Fasola nie pamięta żadnych ekscesów związanych z jej imieniem, za to za granicą śmieszne sytuacje zdarzały się rzecz jasna w Hiszpanii, z ichniejszym cześć – Hola! Ale w miarę łatwo wytłumaczyć, że Ola to zdrobnienie od Aleksandra. Mi z kolei (bo pisze to zestawienie Zbych) zapadło w pamięć wydarzenie około couchsurfingu. Trzy koleżanki powiedziały Ola, Aleksandra, Sasza. I w ten sposób dowiedziałem się, że Sasza to także Aleksandra po rosyjsku. Po przeszło 25 latach dowiedziałem się, jakby mówili na moją siostrę za naszą wschodnią granicą. Dla mnie to była kompletna nowość, nie to co zapewne dla mieszkańców Polski B,C,D i dalej na wschód w okolicach Rzeszowa 😛 (bardzo lubimy Rzeszów i Polskę Wschodnią!)
Kolej na Zbycha. W Polsce także nie było żadnych wydarzeń związanych bezpośrednio z moim imieniem, oprócz idiotycznego „Zbyszek kieliszek”, które zawsze wydawało mi się kompletnie bez sensu. Zabawa zaczynała się zawsze gdzieś tam daleko bądź blisko za granicą. Imię nieznane, wymowa trudna więc pojawia się „Zbszybszyk”. Bywa to śmieszne, jak cudzoziemcy łamią sobie język na Twoim imieniu, tak jak Ty masz problem z ich imieniem bądź nazwą miejscowości, w której mieszkają. W celu poprawy komunikacji międzykulturowej zacząłem przedstawiać się obcokrajowcom jako Zigi/Ziggy/Ziki bądź jak kto zrozumiał lub miał w swoim słowniku. Pomogło, mało kto ma z tym problem i pojawiły się różne wariacje na ten temat. W Edynburgu Brad z Australii zawsze mówił do mnie Ziggy Sturdast i podśpiewywał Davida Bowiego. Na Islandii ktoś zapytał mnie czy to od Sigurd, bo oni też skracają to imię bodajże w formie Sigi. A nie mam nic wspólnego z Islandią oprócz tego, że bardzo chciałbym jeszcze tam pojechać, bo jest piękna. Najciekawsze były jednak spotkania w krajach arabskich. Co jakiś czas pojawiał się ktoś, kilkukrotnie upewniający się, czy przypadkiem nie jestem „jednym z nich”. Ziki that’s arabic name means clever, so You are one of us. W Sudanie Południowym na barce był jegomość, który porozumiewał się tylko po arabsku, więc codziennie i to kilkukrotnie nasz dialog nie wychodził poza ramy:
-Hey mister Ziki, kef? (wszystko w porządku?)
-Tamam. ( w porządku)
Po jakimś czasie znów
-Sallam mister Ziki, Kef?
-Tamam, wszystko tamam, mamy obsuwy kilka dni więc tamam, utknęliśmy na mieliźnie więc tamam, nie ma piwa więc też tamam.
I tak przez cały dzień. Ale przez to Zigi/Ziggy/Ziki już jest moim oficjalnym imieniem zagranicznym, chyba że ktoś się zastanawia czemu tak. Wtedy następują próby wypowiedzenia Zbyszek, które kończą się „Zbszybszyk” i powrotem do sprawdzonej formy.
A jak to jest w przypadku młodego pokolenia? Oni jeszcze tego nie wiedzą, ale zanim się urodzili, to już mieli pierwsze tego typu historie za sobą. Z Kajtkiem znów historia związana jest z couchsurfingiem. Gościliśmy dwóch Włochów, którzy spytali się czy mamy już wybrane imię dla naszego dziecka. A że mieliśmy jeszcze zanim musieliśmy je prezentować ogółowi to powiedzieliśmy: Kajtek. Kajtek, Kajetan nie wiemy jak to może być w innym języku, a tu nagle Marco mówi: Gaetano, yes I know this name. He was from Gaeta in Italy. I mnie uderzyło jak obuchem w łeb. Gaeta, Gaeta – no jasne, przecież byłem tam w 2003 roku wspinać się w Grotta dell’Aeronauta i właśnie do Gaety jeździliśmy na wieczorną pizzę. Kajtek jeszcze jest za mały, żeby mu tę historię wytłumaczyć, ale jak podrośnie to pewnie pojedziemy gdzieś w okolice miejscowości, która okazała się źródłem jego imienia, zanim jeszcze usłyszeliśmy po raz pierwszy jego płacz.
Na koniec historia najświeższa i do tego najlepsza ze wszystkich. Dotyczy ona oczywiście małej Rutki. Znamy ją pośrednio, dzięki przekazowi ustnemu Olkusza i Marka Gitarka z Opola. Historia wydarzyła się w Opolu pod koniec marca. Marek Gitarek zajmuje się strasznie „niewdzięczną” pracą jaką jest uczęszczanie na koncerty. Jednym z nich był koncert zespołu R.U.T.A. wraz z Papricą Corps. Nas na tym koncercie niestety nie było, ze względu na wielki brzucho, ale w maju dowiedzieliśmy się o pewnym szczególe, który wydarzył się po koncercie. Marek podszedł z płytą R.U.T.Y i poprosił o wpis dla jeszcze nienarodzonej Ruty. Nie jestem w stanie opisać dokładnie przebiegu wydarzeń, ale z opowieści oraz z dedykacji, jaka znalazła się na płycie wnioskujemy, że zespołowi imię Rutka się spodobała. Dodatkowo, co jeszcze musimy sprawdzić u źródła, nasza Ruta ma wejście na ich koncerty 🙂 W to nam graj i w drogę!
P.S. Ciekawą rzeczą jest także to, że jednym, może nie najważniejszym powodem dlaczego Rutka to Rutka, jest nasza pełna aprobata dla projektu R.U.T.A.
Lecz czym byłby ten wpis bez dobrego podkładu muzycznego!
A Wy jakie macie historie związane ze swoim imieniem?
Hoho pierwszy ra natknęłam się na Rutę młodszą od mojej (sty 2012) 🙂 Jak będziecie kiedy w okolicach Wieliczki to przyjmiemy Was na Couch (jesteśmy na CS oraz BeWelcome. Zdrówka fanom Ruty i R.U.T.Y. 😀
Hmm a teraz widzę, żę jesteście z Krakowa????? Niedowiary! Chyba musimy się spotkać…
Haha, no nieźle. Oczywiście musimy spotkać się w Krakowie, Wieliczce bądź gdziekolwiek się uda. Pozdrawiamy