Kierunki, azymuty, punkty kardynalne. Który z geografów nie ma zwichrowania na tym punkcie, niech pierwszy rzuci globusem! Nas też ono dopadło. I może nie jest to cel naszych wyjazdów, jednak jak jakiś charakterystyczny punkt jest gdzieś w okolicy, to nie omieszkamy o niego zahaczyć. Podobnie było w zeszłym roku.
Będąc w Lizbonie i nie przejechać się kilkanaście kilometrów na zachód, to trochę jak przyjechać do Krakowa i nie odwiedzić nas w Nowej Hucie;)
W ten oto sposób podjechaliśmy zobaczyć, jak wygląda najbardziej na zachód wysunięty kontynentalny punkt Europy Cabo de Roca. I jak wrażenia? Ano wietrznie. Wietrznie na tyle, że trudno było znaleźć miejsce na dobry piknik. Ale co najciekawsze, na północ od przylądka, niedaleko Praia das Macas, znajdują się ślady dinozaurów. Tu także nie mogło nas zabraknąć. Nie są one co prawda tak dobrze zachowane jak w Anzie, ale w końcu to dinozaury!
Po pikniku zdarzyło się coś bez precedensu w skali naszego całego wyjazdu. Rozstaliśmy się! Była to jedyna noc w ciągu ponad siedmiu miesięcy, którą spędziliśmy w różnych miejscach. Fasola z dzieciakami i Dziadkami pojechali do Evory, a Zbych wrócił do Lizbony do Kokosów.
Przeżyliśmy, ale przez najbliższe miesiące nie powtórzyliśmy tego radykalnego kroku;)