Gotowanie na kolanie
Zacznę od tego, że lubię, a nawet powinnam napisać lubimy gotować. I nic się nie zmienia w tym względzie na wyjeździe. Choć nie. Zmienia się i to wiele. Bo na wyjeździe wspólne gotowanie cieszy jeszcze bardziej!
Gdy jeździliśmy sami zagadka co wrzucimy do garnka nie zaprzątała nam za bardzo głowy. Po prostu, co było pod ręką to było i później w brzuchach. Popiło się dobrym piwkiem i wszystko pięknie się trawiło. Ale odkąd jeździmy Kajtostanowo sprawy mają się nieco inaczej. Piwkiem czasem popijamy, ale dużo staranniej dobieramy produkty, które popijamy (żeby nie było, Kajtostan jeszcze piwkiem nie popija).
Przede wszystkim zastanawiamy się z czego zrobić posiłek. Ze śniadaniem i kolacją zazwyczaj nie ma problemu, jest albo owsianka z bakaliami albo kanapki, a gdy goni czas kaszka mleczno-ryżowa. Prawie przez cały wyjazd mieliśmy na śniadania i kolacje masło do kanapek! A to za sprawą cudownego wynalazku PRL – maselniczki Polsport. Gorąco polecamy przegrzebać babcine i mamine skarby. Z obiadem sprawy mają się nieco inaczej, bo jednak wyznajemy zasadę, że dobry obiad to ciepły obiad. I w sumie nie ma wyjątków, że za gorąco i nie chce się jeść. My z tym problemów nie mamy, a apetyty dopisują nam zawsze! Na wyjeździe i przy gotowaniu na gazie ma znaczenie tempo przygotowywania żarełka. Więc wiadomo króluje kaszka kus kus i makaron. Znamy patenty z namaczaniem ryżu przed zagotowaniem, ale nagle gdy głodniejemy orientujemy się, że znowu tego nie zrobiliśmy… i tak w sumie zawsze.
Najlepiej do bazy wrzucić warzywa. Nic się nie stanie jak nie będą dogotowane, większość można zjeść także surowe. Przemierzając Polskę w sierpniu korzystaliśmy głównie z produktów, które mogliśmy kupić od miejscowych z ogródków, więc były to pomidory, ogórki, kabaczki, cukinie, żółte papryki. Ale na tym wyjeździe zastosowaliśmy także pewną innowację. Jesteśmy mięsożercami, więc czasem warto było uzupełnić dietę o białko tego pochodzenia. Mama Fasola opatentowałam więc przepis na kurczaka w warzywach z kaszą kus kus. Tak, kurczak specjalnym mięsem nie jest, ale jednocześnie jest najszybszy w przygotowaniu. Przepisu nie podaję, bo każdy kto choć trochę gotuje sam na niego wpadnie, a kto nie gotuje to i tak nie zacznie;) Kolejnym wynalazkiem kulinarnym tego wyjazdu była oliwa. Gdzieniegdzie można kupić oliwę „na miarę” pakowaną w plastikowe buteleczki. Nie waży dużo, bierze się jej przecież tylko trochę, a ułatwia życie niebywale. Bo można na niej usmażyć np. jajecznicę. Choć wiem… jajecznica nie na maśle to nie jest prawdziwa jajecznica.
Wbrew pozorom w przypadku gotowania z maluchem nie bez znaczenia jest miejsce. Śniadania i kolacje to prosta sprawa. Wstajesz w pięknym miejscu, gdzie rozbiłeś namiot i zajadasz. Podczas obiadu to dłuższy proces, więc szukamy miejsc przyjaznych dzieciom. Wybieramy najczęściej place zabaw, których w Polsce jest cała masa, niemal w co drugiej wiosce. Zatem gdy my sobie gotujemy, a Kajtkowi ta zabaw się już znudzi śmiga na zjeżdżalni czy huśtawce i wszyscy są zadowoleni. Doskonałym miejscem na obiad jest oczywiście także plaża (gigantyczna piaskownica) i las (jeszcze większy plac zabaw). Czasem bywa i tak, że pogoda zmusza nas do weryfikacji planów i lądujemy na obiadku w wiacie przystankowej (swoją drogą świetnym pomysłem, o którym usłyszeliśmy od El Grelusa jest mapowanie wiat przystankowych – dla rowerzystów czasami być albo nie być mokrym. Wkrótce Zbychu pewnie wrzuci zmapowane wiaty z naszej trasy na OSMa).
Ale bez złudzeń. Nam też czasem się nie chce i lądujemy na obiadach w barach, restauracjach czy pierogarniach. W ten sposób trafiliśmy w Niemczech do Pałacu na Wodzie w miejscowości Mellenthin (Wasserschloss Mellenthin). Zawiodły nas tam drogowskazy, więc nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Na miejscu okazało się, że to w zasadzie restauracja, a sam obiekt jakoś specjalnie nie zachwycał. Zaintrygowała nas za to jedna rzecz. Mianowicie, by wejść na zamek trzeba przekroczyć fosę i uiścić opłatę mostową w wysokości 2 euro. Pewnie normalnie byśmy się nie zdecydowali, ale… opłata mostowa była do wykorzystania w restauracji. Zapłaciliśmy, wchodzimy i jesteśmy zachwyceni, bo prócz restauracji w zameczku działa maleńki browar, który można porządnie obejrzeć i podglądnąć jak warzone jest piwo. Co ważniejsze piwka można spróbować, bo przecież mamy opłatę mostową do wykorzystania, a ostatecznie 2 euro za piwko to nie tragedia. Zamawiamy jeszcze puchar lodowy dla Kajtka i jest pięknie. Marketingowo pomysł świetny co widać po ilości zajętych stolików. Tak dla ciekawostki obsługiwała nas kelnerka oczywiście z Polski:)
Ponadto w przerwach zajadamy batoniki, czekoladę, owoce i przede wszystkim suszone owoce i bakalie, które nie dość że są pyszne i energetyczne, to dużo zdrowsze niż tradycyjne cukrowe eksperymenty.
I rzecz jasna… OWOCE LASU!
A jakie Wy macie kulinarne rozwiązania na wyjazdach?
Wygląda jakbym nie zmieniał ubrania przez cały wyjazd ;]
A zmieniałeś? Ktoś musiał zmieścić ciuchy Kajtostana… i moje:)
Kochani!Ciesze sie,ze moge Was poogladac i dowiedziec sie co u Was slychac!Syneczek rosnie swietnie.Ja dogladam Karolinki-corki Ewy.Mala poszla do zerowki pieciolatkow,ale co dwa tyg.laduje w domu chora i potem jest klopot z aklimatyzacja w szkole.Wprzyszlym tygodniu jade z Ewa i Karola do Jeleniej,mam nadzieje,ze sie uporamy z angina.Oczywiscie bylam w Opolu na zjezdzie rodzinnym i jak zawsze delektowalismy sie specjalami kuchni Joanki.A jak gotowal wspaniale Wasz dziadek Tadeusz i przy tym swietnie opowiadal.Moje opolskie imie Basetla to tez pomysl wujka Ciagle brzmi mi glos Ewy,gdy sie do mnie zwracala-Basetelko!Komp po zalaniu sokiem przez uzytkowniczke Karole(ostatnio fanke pingwinow z Magadaskaru)nie odbija wszystkich znakow.Caluje i milo Was widziec!
och my śniadanie na plaży zaliczymy niedługo bo właśnie zbieramy się na podróż rowerową wzdłuż polskiego wybrzeża 🙂
śniadanie też na plaży zaliczymy 🙂
cudnie podróżujecie 🙂
Brzmi idiotycznie ale uważajcie na piach w jedzeniu ;] Tego oczywiście się nie da wyeliminować, szczególnie jak choć troszkę wieje.
Niezależnie od tego śniadanie na plaży warte kilku zgrzytów między zębami!
PS A jak jedziecie? wschód-zachód/zachód-wschód? Całość czy część? Kiedy jedziecie? Może nas tam zawieje pod koniec sierpnia, gdzieś w okolice Władysławowa.