Literka „O” jak obce
Literka „O” jak obce
Nad jeziorem Porajskim spotkaliśmy się z resztą ekipy (Miłoszem, Maćkiem, Arkiem i Piotrem). Po nocy i dniu jazdy mamy takie spostrzeżenia.
Obce nam są:
– nie mycie zębów na wyjeździe;
– szukanie toalety na stacji benzynowej;
– zatrzymywanie się co godzinę na jedzenie, picie, siusianie i tysiąc innych powodów;
– codzienne szukanie pizzerii;
– szukanie idealnie prostego pola na rozbicie namiotów.
Oczywiście to raczej my opóźniamy wyjazdy i całą jazdę. Musimy nakarmić albo przynajmniej pomóc zjeść śniadanie Kajtkowi, spakować wszystko przy jednoczesnym poświęcaniu chociaż minimum uwagi Kajtkowi. Ale od początku było wiadomo, że jedziemy z dzieckiem i jazdę dostosowujemy do jego potrzeb. Ale oczywiście jest pięknie! Choć wczoraj Kajtkowi zrobiliśmy okrutnie ciężki dzień, bo 117 km w przyczepie to chyba jednak nie jest najlepszy sposób spędzania całego dnia.
Literka „O” jest również jak oszołomienie, czyli najczęstsza reakcja na to, że jedziemy z dzieckiem na rowerze, a tym bardziej na to, że na tych rowerach jedziemy nad morze.
Ale macie fajnie, ja też chce być już w trasie, a tu jeszcze kilka dni dopinania ostatnich rzeczy, by móc wreszcie zostawić wszystko za sobą i jechać 🙂 Trzymajcie się!
Już niedługo. Dobrej drogi!
pozdro 😀