Znowu te plany
Pamiętacie dlaczego wyjechaliśmy? Jakie było nasze pierwotne założenie? Dlaczego do Maroka i dlaczego w tym, a nie innym czasie? Nie? My czasem też zapominamy, bo „poza domówką nic już z planów nie zostało.”
Urlop
Pierwszą myślą mamy Fasoli po domyśleniu się, że mała Fasolka znowu w niej rośnie to oprócz ogólnej, wielkiej radości to była rozkminka jak dobrze wykorzystać roczny urlop macierzyński. Wiadomo, wyjechać. Ale gdzie? Kiedy? Do września byliśmy uziemieni w Krakowie, poza tym lepiej najpierw oswoić się chociaż odrobinę z podwójnym macierzyństwem, więc zaplanowaliśmy wyjazd na jesień i zimę.
Rutka urodziła się w maju, więc akurat na wiosnę możemy wracać do Polski. Wiadomo było też od razu, że będzie rower. Rower + jesień = słońce. Tak przynajmniej powinno wyglądać to równanie i takiego miejsca szukaliśmy. Dwa, że oczywiście budżetowo, że za niewielkie pieniądze mamy się Tam dostać i Stamtąd wrócić, więc dalekie loty niestety odrzuciliśmy. Zaproszenie do Jordanii również, bo stamtąd teraz nie za bardzo jest się gdzie ruszyć, no i tak padło na Maroko. Przecież tu też zimą jest znośnie, świeci słońce i łatwo się tu dostać. Wszystko się zgadza? Wszystko. Serio?
Zmiana planów, czyli to co Kajtostany lubią robić najbardziej
Bo nam się wszystko rozjechało. To znaczy jesteśmy oczywiście w Maroku, ale słońce nas nie rozpieszcza, a i specjalnie łatwo wcale nie było się tu dostać.
Po pierwsze pojechaliśmy bez przygotowania. Praktycznie się przygotowaliśmy, wszystko zaplanowaliśmy i zorganizowaliśmy, ale w tym wszystkim zapomnieliśmy, że jedziemy na wyjazd rowerowy, a w ferworze ogarniania przedwyjazdowego zapomnieliśmy od czasu do czasu wsiąść wszyscy razem na rowery i przepedałować kilka kilometrów. Razem. Wszyscy, a najlepiej razem ze sprzętem. Nie zrobiliśmy tego i to był nasz błąd. Zawsze sprawdźcie sobie czy się spakujecie, czy nie będzie za ciężko, no po prostu spakujcie się porządnie. Rada mądrego Polaka po szkodzie.
Dwa, lepiej rozgrzewać się w mniej wymagającym terenie, niż w górach, gdzie prowadzone są odcinki Vuelta Espagna. O hiszpańskich podjazdach już pisaliśmy i narzekaliśmy, teraz możemy ponarzekać na marokańskie. Sprawy mają się tak, że unikamy głównych dróg, bo nie są ani bezpieczne, ani przyjemne, a przecież jesteśmy na wczasach. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę tego, że zazwyczaj główne drogi poprowadzone są łagodniej niż drogi miejscowe, które jadą z koksem po wszystkich zjazdach, podjazdach, szczytach, przełęczach i dolinach. Właśnie, drogi wcale nie biegną dolinami rzek i zastanawialiśmy się dlaczego. Przypuszczamy, że jest to spowodowane ich nieprzewidywalnością i chyba nie mijamy się za bardzo z prawdą biorąc pod uwagę obecną sytuację w Maroku. Południowe Maroko bowiem płynie. Na pustyni jest powódź, gliniane domki rozpuszczają się, a ofiary wielkiej wody liczy się już w dziesiątkach. Faktycznie pogoda nas nie rozpieszcza i jak dzisiaj sobie o tym myśleliśmy to jakoś z połowę wyjazdu mamy z deszczem. Nie jesteśmy jednak totalnymi pechowcami, bo najczęściej taka pogoda łapała nas albo tylko w nocy, już po rozbiciu namiotu albo gdy spaliśmy u kogoś, pod dachem. No to można nawet powiedzieć, że jesteśmy farciarzami. Tak czy siak pozostaje kwestia powodzi i pogody. Mieliśmy przejechać przez Atlas Wysoki… bez szans, kursowe autobusy nie dają rady. Ze względu na śnieg drogi są pozamykane. Mieliśmy jechać na południe… bez szans, drogi są pozalewane, miasta odcięte od świata. Siedzimy więc w Fezie i rozkminiamy co dalej. Najprawdopodobniej uderzymy nad ocean do Rabatu. Jeśli pogoda dopisze pojedziemy rowerami, jeśli nie – autobusem. Planowaliśmy pociągiem, jednak w Maroku taka opcja jest niemożliwa, a przynajmniej bardzo skomplikowana… a szkoda, bo to nasze ulubione połączenie. I znowu zmieniamy plany, czyli to co lubimy robić najbardziej.
Kto jeszcze płata figle?
To są te rozkminy w podróży z dzieckiem, bo samemu po prostu by się zmoczyło, wyschło i pojechało dalej. Tu zaczyna się większa logistyka, bo oprócz jazdy w przyczepie trzeba zapewnić mu też inne atrakcje (Kajtek), gdzieś nakarmić, przewinąć (Ruta). A było już cudnie. Z Szafszewanu jechało się wyśmienicie. Obraliśmy bowiem główną drogę, ze względu na relatywnie niewielki ruch w weekend. Podjazdy więc były łagodniejsze, droga bardziej wyrównana. W końcu nie zarzynaliśmy się na podjazdach, ale spokojnie turlaliśmy się do przodu. Dzienne odległości przyjemnie się zwiększyły i w końcu dały poczucie przemieszczania się, a nie stania w miejscu. Tak, w końcu jechaliśmy na rowerach, w końcu było to o co chodzi. Cudnie. Poczułam wiatr we włosach. A tu Fez płacze i płata nam figle, ale to już zupełnie inna historia.
Witaj przygodo 🙂 Życzymy przede wszystkim dobrego humoru, bo reszta już nie zależy od Was…kurde, z tą powodzia- na pustyni???
Jakoś się wszystko rozjaśni i wyklaruje i cos się nowego, fajnego z Waszej przygody wykluje!
Gdzie stacjonujecie na Świeta?
Pozdrowienia!!
A wydawałoby się, że teraz jest idealna pora roku na Maroko :/ Oj nas też tak parę razy w podróży uwięziła pogoda i cieszyliśmy się wtedy z faktu, że mamy nieograniczony dwutygodniowym urlopem czas i że możemy te anomalie po prostu przeczekać. Choć fakt, bywało to frustrujące 😛
Trzymam kciuki, żeby przestało padać!
Niech te chmury przejdą precz, a kysz! Moze w rabacie znajdziecie w nich dziurę!
Nie wiedziałem, że to wyprawa w ramach „urlopu rodzicielskiego”:) To dokładnie tak jak nasza wyprawa z Łukaszem 🙂
Tym bardziej trzymamy teraz kciuki za następne plany i grozimy palcem pogodzie, niech już skończy swoje ekscesy.
pozdrowienia i powodzenia!
ps. patrząc na prognozy numeryczne na Rabat od jutra (tj.17 grudnia) przestaje padać i zacznie się pojawiać słońce, w dzień 18-25 stopni i
taka pogoda powinna się utrzymać przynajmniej do 27 grudnia, wtedy zwłaszcza w północnym Maroko będzie padać
Nad ocean , nad ocean !
– to lepsze niż popowodziowa pustynia. Wytrwałości życzymy i już ze smutkiem myślimy o świętach bez Was. Ale cóż skoro przygoda Was wezwała. Całusy !
Hej Ola! Pare lat temu kursowal szybko pociag na trasie Fez Marrakech przez Rabat I Casablance. Napewno nadal istnieje ta opcja. Trzymajcie sie powodzenia!
Strona Marrokanskich lini kolejowych z Fezu do Cassablanki pociag co 2 godziny. To pewnie ten sam co docelowo jedzie do Marrakechu przez Rabat http://www.oncf.ma/Pages/ResultatsHoraire.aspx?depart=FES&arrivee=MARRAKECH&CodeRD=0093&CodeGD=00380&CodeRA=0093&CodeGA=00110&heure=1000&date=17/12/2014 z