SZYN brak
Myślałam, żeby opisać każdą literkę ze słowa BORUSZYN. Ale… w Boruszynie tyle się działo, tyle spotkań, tyle rozmów, tyle ludzi, że jednak doszłam do wniosku, że po prostu szkoda czasu na siedzenie przed monitorem i klepanie w klawiaturę. Dlatego będzie tylko tyle – SZYN, których w czasie naszej tegorocznej drogi do Boruszyna nie było.
Była o tym nawet mowa w czasie Pleneru, czy pisząc bloga z podróży nie traci się cennego czasu bycia w drodze, cennych spotkań, bycia tu i teraz w miejscu ważnym, z ważnymi ludźmi. No i może coś w tym jest? Choć jeżdżąc z dzieckiem pisze się wtedy kiedy dziecko śpi, siedzisz już przed lub w namiocie i masz chwilę luzu.
Dziś ruszyliśmy SZYNami dalej w drogę. Do Ustki, , a stamtąd ruszamy na zachód wzdłuż wybrzeża morza Bałtyckiego. Pomorze przywitało nas deszczem, oszustwem przy obiedzie i przeklętym wojskiem polskim, ale… dzień pożegnał nas nieziemskim zachodem słońca, jaki można zobaczyć chyba tylko nad morzem. I gdy tak podziwialiśmy pomarańczową kulę, która podświetlała bałwaniaste chmury, jednocześnie przebierając mokrego Kajtka zagadnął nas pan i zaprosił do swojego ogródka. Właśnie zaczęło padać, rozbiliśmy namiot i siedzimy przy ciepłej herbacie, a deszcz tylko słychać. Jest pięknie, tak pięknie tylko w drodze.
A Plener Podróżniczy im. Kazimierza Nowaka w BORUSZYNie to już całkiem inna historia.