Urodziny na pustyni
Urodziny. Dzień jak co dzień. Ale nie każde urodziny spędza się w Maroku. Nie każde spędza się na pustyni.
Nie wymyślałam na ten dzień niczego specjalnego. Po prostu jak co dzień być w drodze. Obudzić się wraz z pierwszymi promieniami słońca, poczekać chwilę aż rozgrzeje nieco moje stare kości. Zjeść khobza z oliwą, wypić słodką jak cholera marokańską herbatę. Po raz kolejny spróbować ogarnąć ten nasz radosny majdan i ruszyć przed siebie.
Tym większe było moje rozczarowanie i delikatnie mówiąc zdenerwowanie, gdy 26 stycznia zjeżdżając z głównej drogi R102, by jak zwykle zaszyć się gdzieś przed ciekawskimi spojrzeniami, zatrzymał nas patrol policji. Dwa samochody i skuterek. Gadka-szmatka o tym co robimy i jakie mamy plany. Ściemnianie, że mamy zamiar dojechać do kolejnej miejscowości na nocleg nie wchodziło w grę, bo już dobrze się ściemniło, a na pustyni te miejscowości jakoś są od siebie bardziej oddalone.
For your security
Właśnie z tego powodu zgarnęli nas na nocleg na komisariat. Ale… dokument zatrzymania spisany, a nocleg okazał się być naszym namiotem rozbitym pod ich płotem. Gdzie to security, nie mówiąc już o tym że komfort spania słaby przy spojrzeniach mieszkańców Taghijit i ciągłym ruchu samochodowym. Nawet człowiek spokojnie się wylać nie mógł, ale przynajmniej policja olana.
Przy spisywaniu nas, koleś zorientował się, że mam urodziny, więc kopnął mnie zaszczyt otrzymania życzeń urodzinowych od marokańskiego policjanta. Powiedzieliśmy mu jednak, że właśnie mi je popsuli, że wolimy naturę i swoje towarzystwo, zwłaszcza w takim dniu. Od tego momentu zmieniliśmy tryb jazdy i nigdy nie wjeżdżaliśmy do miast po południu czy wieczorem. Zatrzymywaliśmy się około 10 km przed miejscowością i rano piliśmy kawę, uzupełnialiśmy zapasy wody i jedzenia i dalej uciekaliśmy w naturę. Ale z tak rozpoczętymi urodzinami mogło być tylko lepiej.
Jest pięknie
Jechało się cudnie, słońce grzało tak mocno, że w okolicach południa nie dało się jechać. Stop. Cień. Odpoczynek. Cień robiliśmy z dwóch rowerów i niebieskiej plandeki, przez co nazywaliśmy nasze miejscówki małym Szafszawanem. Później dalsza droga. Pustynia. Przestrzeń. Tak jak lubię. To co lubię najbardziej w naturze. Trasa niezbyt wymagająca fizycznie. Doskonale.
Tego dnia postanowiliśmy rozbić się wcześniej i zapalić najpiękniejszą urodzinową świeczkę – ognisko. Po powodzi, suchy już ued w okolicach miejscowości Icht pełny był naniesionego drewna. Kajtek dzielnie zbierał materiał na „tort” i w końcu wraz z pierwszą gwiazdką zabłysną również mój magiczny urodzinowy tort. A wiecie, że tutaj ogniska pachną kompletnie inaczej niż w Polsce? To całkiem prosta sprawa, po prostu różnica w drzewach, ale wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. A wiecie jak pięknie brzmi „sto lat” rozlewające się w uedzie? Jak doskonałe jest niebo na pustyni pewnie część z Was wie, ale jak to niebo świeci właśnie dla Ciebie, w ten niby twój dzień, gdy spada ta jedna gwiazda, specjalnie dla Ciebie i w głowie rodzi się to życzenie, a ono się spełnia i wciąż trwa i trwa… wiecie? Magia.
Ps. Dziękuję najserdeczniej wszystkim za życzenia i pamięć, również tę odświeżaną przez fejsa;) strasznie dużo muszę teraz przez Was tych kilometrów przejechać, więc co zrobić? W drogę!
Najlepszego! Wielu kilometrów, wielu gwiazd, wielu spełnionych marzeń!
Dzięki!
Ach, jak pięknie…
Urodziny na pustyni!
Dużo dobrej energii w tym Waszym internetowym miejscu. Uśmiech się pojawia i spokój wewnątrz 🙂 dzięki!
Było pięknie:D
Dziękujemy za dobre słowo i ślemy jeszcze więcej dobrej energii do Ciebie:)
[…] i zaopatrzeni wyruszyliśmy w, jak się okazało, jedną z najpiękniejszych przygód wyjazdu. Pustynia to zupełnie odrębny temat i zapiski z niej wciąż czekają na swój czas. Byliśmy w drodze, […]