Zgodnie z planem…
Zgodnie z planem powinniśmy myśleć i kombinować nowy wyjazd. A u nas zgodnie z planem nie dzieje się nic, bo Ci co nas znają wiedzą, że planować nie umiemy. Chyba dobrze, bo po co te plany skoro życie podąża swoim torem? Co innego z marzeniami…
Plany a marzenia
Marzyliśmy o wspólnej długiej, rowerowej podróży. Wiadomo, że marzenia się spełniają i to również udało się zrealizować. Wyruszyliśmy z półroczną Rutką i trzyletnim Kajtkiem poturlać się nieco po Maroku i Europie. Oczywiście gdzieś w tym element planu był, bo bilet trzeba było kupić, bo trzeba było się zorganizować i w mniejszym bądź większym stopniu wyjazd należało zaplanować. Jak już nieraz pisaliśmy, nasze plany były na bieżąco weryfikowane przez pogodę, dzieciaki, humorki i inne atrakcje. Marzyliśmy także o pięcioosobowej rodzinie i również to marzenie się spełniło (w tym już było nieco więcej planu;)). Teraz marzy nam się coś więcej, coś najistotniejszego dla każdego rodzica, żeby dzieci były zdrowe. Bo przecież tak planowaliśmy, przecież oczywistym było, że tak właśnie będzie. Tymczasem plan się nie powiódł, ale na szczęście zostały marzenia i chęć działania. Ale po kolei…
Kiedy teraz ktokolwiek słyszał o tym, że jestem w kolejnej ciąży od razu pytał dokąd jedziemy na urlop macierzyński. Trochę wymijająco odpowiadaliśmy, że zobaczymy, że mamy jakieś swoje kierunki, ale kto wie co to będzie i że najpierw niech się zdrowa Wandzia urodzi (kiedy nas o to pytano, jeszcze nie wiedzieliśmy, że będzie Wanda). Tak samo było z naszym pomysłem pierwszego wyjazdu – długo kiełkował w głowie, ale wciąż czekaliśmy na Rutkę. W maju 2014 roku Rutka przyszła na świat, przeżyliśmy sobie spokojnie pół roku w Polsce i ruszyliśmy w drogę. To był absolutnie fenomenalny czas bycia razem, uczenia się siebie, dogrywania się i doświadczania świata. Po ponad pół roku wróciliśmy i zaczęliśmy wieść „spokojne” życie. Po wakacjach Zbychu zaczął pracę, Kajtek poszedł znów do przedszkola, a Rutka zaczęła nową historię ze żłobkiem. Wkrótce potem okazało się, że po raz trzeci będę miała wielki brzuch. Wszystko układało się doskonale, tylko coraz ciężej było mi wnosić Rutę na czwarte piętro, bo ona wciąż nie potrafiła chodzić. Nasze sygnały u pediatry, że coś jest nie tak były uspakajane, że rozwój jest prawidłowy i pewnie przez wyjazd trochę wolniej się rozwija (mimo, że przed wyjazdem także sygnalizowaliśmy, że wszystkie kroki milowe Rutka osiągała z opóźnieniem). W końcu jednak miarka się przebrała i gdy Rutka w wieku 18 miesięcy wciąż samodzielnie nie chodziła zaczęliśmy drążyć temat prywatnie, nie doczekawszy się skierowania do specjalisty. Najpierw była fizjoterapeutka, która stwierdziła za duże napięcie mięśniowe i poleciła wizytę u neurologa. Potem jeden, drugi neurolog, poradnia rehabilitacyjna i kolejni specjaliści. Długa to była droga, znacznie dłuższa i cięższa niż pedałowanie przez Maroko i Europę. Koniec końców, gdy Rutka skończyła 23 miesiące i zaczęła samodzielnie chodzić postawiono diagnozę – mózgowe porażenie dziecięce (MPD). Pisząc to teraz też mam wilgotne oczy, pomimo tego że już sporo czasu minęło, pomimo tego że wszystko sobie poukładaliśmy w głowach i tak naprawdę jesteśmy niesamowitymi szczęściarzami. Tak, jak dobrze pamiętam niemal każdy nocleg na wyjeździe, tak doskonale pamiętam ten dzień. Maj, słońce i ciepełko. Ja już z brzuchem, z Rutką na rękach odwiedziliśmy ortopedę i usłyszałam TO. Hormonki robiły swoje, na zewnątrz rozpętała się burza, pewnie podobna do tej którą miałam w środku. Bo nagle z twoich planów nic już nie zostało, nagle też wszystko przestaje mieć sens. Choć jest to zachowanie kompletnie irracjonalne, bo usłyszenie diagnozy niczego nie zmienia. Rutka nadal jest uśmiechniętą dziewczynką, która „śmiesznie chodzi”, a jednak to powala. Bo to taka informacja, z którą nie wiadomo co zrobić. Ja zrobiłam jedno – po tym jak oczywiście wylałam tonę łez, które lały się niemal codziennie przez cały maj – postawiłam sprawy inaczej. W końcu to nie koniec świata, inni mają zdecydowanie gorzej i tak naprawdę jesteśmy niesamowitymi szczęściarzami. Bo MPD to zespół dysfunkcji, który ma bardzo szerokie spektrum, bo Rutka ma tylko problemy z chodzeniem, a sprawne rączki, bo żyjemy tu i teraz, a nie w ogarniętej wojną Syrii. Z takimi myślami poszłam na marsz solidarności z mieszkańcami Aleppo. Może to głupie ratować się cudzym nieszczęściem, ale potrzebowałam spojrzenia na całą sytuację z innej perspektywy. Niemal wszystkie niedogodności można przekuć w pozytyw i tak też zaczęliśmy robić. Marzymy teraz o całkiem sprawnych nóżkach Ruty i działamy by to osiągnąć.
Kiedy usłyszałam diagnozę Rutki, a w brzuchu radośnie fikał mały człowiek, od razu zapaliła mi się czerwona lampka i pomyślałam, ale co jeśli znowu sytuacja się powtórzy? Co, jeśli miałam na tą sytuację jakikolwiek wpływ, jaki wpływ mam teraz? Najgorszy był brak jasno postawionej przyczyny MPD u Rutki – czy to kwestia porodu czy czegoś innego? (Z mojej obecnej wiedzy najbardziej prawdopodobną przyczyną jest choroba wirusowa jaką przechodziłam w czasie ciąży.) Jeszcze przed postawieniem diagnozy najbardziej nurtowała nas kwestia wyjazdu? Czy tą podróżą zrobiliśmy krzywdę naszej córce? Czy jednak przesadziliśmy, czy te 2-3 godziny w przyczepie to było za wiele dla małego kręgosłupa? I każdemu kolejnemu specjaliście zadawaliśmy to pytanie, żeby wiedzieć, mieć świadomość. Tłumaczyliśmy więcej, że byliśmy w drodze ponad pół roku, że Rutka jechała w przyczepie w specjalnym foteliku dla niemowląt, że nie spędzała dłużej niż 3-4 godziny dziennie w takiej pozycji i to nie ciągiem a z przerwami. Pewnie nie ma jednoznacznej odpowiedzi na nasze wątpliwości, ale każdy specjalista mówił, że nie powinno mieć to żadnego wpływu – Rutka z tym się urodziła. Nie wiem czy nam lżej, nie wiem czy na pewno wyjazd nie miał negatywnego wpływu na sytuację, może tylko tak się tłumaczymy by poczuć się lepiej. Ale usłyszeliśmy też o tym jak ogromne znaczenie na tą dysfunkcję mają różnorodne doświadczenia. Od jednej fizjoterapeutki usłyszałam, że najlepiej to jakby Rutka miała jak największy kontakt z naturalnymi powierzchniami – trawą, piaskiem, kamyczkami – miała. Jak ważne są różne bodźce – dźwiękowe, zapachowe, ruchowe – na rozwój sensoryczny dziecka. W końcu usłyszałam od znajomej lekarki (Marta dziękuję!), że chcąc nie chcąc na wyjeździe zrobiliśmy jej rehabilitację w wersji hard. Być może? Czasu już nie cofniemy, więc przestaliśmy już gdybać co by było gdybyśmy nie pojechali. Wyruszyliśmy w drogę, wspólną drogę, która wiele nam dała i wiele nauczyła. A teraz czeka nas kolejna, długa i nieprzewidywalna.
I co dalej?
Dalej jest dobrze. Z poukładanymi głowami zabraliśmy się do pracy. Rozpoczęliśmy rehabilitację i walczymy o jak najlepsze jej efekty dla Rutki, która porusza się coraz sprawniej. Chodzi może nie do końca stabilnie, ale samodzielnie. niektórzy twierdzą, że jak baletnica. Na Pannonice wciąż mieliśmy komentarze „Jak ona pięknie tańczy”, a ona tak tańcząco stąpa po ziemi. To by Rutka chodziła samodzielnie i coraz lepiej jest teraz priorytetem, więc wyjazdy zeszły trochę na dalszy plan. Jasne, że nas ciągnie, jasne, że chcielibyśmy znowu gdzieś wyruszyć, ale (i to jest jedno z tych nielicznych ale, które uznaję za zasadne w rezygnowaniu z podróży) są ważniejsze rzeczy – jest Rutka. Oczywiście krótsze, „normalne” wyjazdy będziemy nadal uskuteczniać (już mamy za sobą pierwsze namiotowe spanie w piątkę), ale nie spodziewajcie się teraz po nas kolejnego półrocznego tripu.
Wiadomo nie od dziś, że wiele spraw zależy od postawionych sobie priorytetów. W ten sposób można zaoszczędzić na podróż, rezygnując z niepotrzebnych wydatków, w ten sposób można się otworzyć, nie upierając się przy konieczności posiadania. Wiele priorytetów u nas się zmieniło, niektóre zupełnie straciły znaczenie. Zamilkliśmy na dobrych kilka miesięcy, ale po pierwsze potrzebowałam czasu na pozbieranie się, po drugie najzwyczajniej w świecie brakowało czasu. Nie było tygodnia, żebyśmy nie mieli wizyty u jakiegoś specjalisty, a tu jeszcze brzuch coraz większy nie ułatwiał sprawy. W maju razem z Kajtkiem jechałam do Warszawy po statuetkę Travelera za Podróż Roku 2015. Długo walczyłam ze sobą czy w ogóle tam jechać, bo w zasadzie po co, cała ta nagroda straciła jakiekolwiek znaczenie? Ale był to jednocześnie wspólny czas tylko z Kajtkiem, który coraz dotkliwiej odbierał całą sytuację. Kiedy zaczął zadawać pytania kiedy on w końcu pójdzie do szpitala albo lekarza, zorientowałam się że przecież Rutka nie jest jedyna. W ferworze różnego rodzaju obowiązków, ciągłego gadania ze wszystkimi o problemie siostry, Kajtek poczuł się co najmniej olany. Dlatego też ten wyjazd i ta statuetka, dla niego, bo to on najbardziej przeżył tą podróż i to on był w niej najdzielniejszy. Także dziękujemy Wam bardzo za każdy jeden głos oddany na naszą drogę. Zrobiliście to głównie dla Kajtka, a nam udowodniliście, że warto robić nieszablonowe rzeczy. W czerwcu było jeszcze kilka takich samotnych wypadów tylko z Kajtkiem i sytuacja wróciła do względnej normy. W czerwcu był też tydzień w szpitalu, Rutka wraz ze Zbychem (ja ze względu na zaawansowaną ciążę nie mogłam z nią być na oddziale) pomieszkiwała w szpitalu, gdzie ją diagnozowano. I znowu tym mocniej doceniliśmy jakimi jesteśmy szczęściarzami, jak niewielką Rutka ma dysfunkcję, jak wspaniałe jest to, że w tomografii nie wyszły zmiany w mózgu, jak istotne jest to, że z nami jest – to wszystko buduje zupełnie inny świat.
Zupełnie inny świat buduje z nami od lipca Wandzia, od której codziennie uczę się cudownej zadziwionej fascynacji światem. Z Wandą były też przeboje, bo ustawiła się tyłkiem i absolutnie nie chciała tego zmienić. Mimo moich usilnych starań, skończyło się cesarką, ale najważniejsze, że Wanda jest zdrowa. Jednak gdy w szpitalu usłyszałam, że ze względu na ułożenie pośladkowe mała może mieć problemy z chodzeniem tylko się zaśmiałam i podsumowałam: „Kolejna”. Chyba nabieramy dystansu do całej sytuacji, choć dystans nie jest w żaden sposób olewaniem tematu – wbrew przeciwnie, teraz mamy więcej czasu i energii do działania. W piątkę świat jest jeszcze ciekawszy, z Rutką z niepełną sprawnością jest jeszcze większym wyzwaniem, razem jest nieskończenie dobry.
Zatem co teraz? Teraz osiedliśmy, choć w głowach kotłują się różne pomysły;) Osiedliśmy, bo ze względu na rehabilitację nie możemy robić dłuższych przerw. Osiedliśmy, bo w Nowej Hucie nam dobrze (choć wszelkie zadupia wciąż na pociągają). Osiedliśmy, bo mieliśmy kompletnie inne plany;) Osiedliśmy, bo wciąż mamy piękne marzenia. Marzenia do realizacji…
Ps. Czas rozliczeń podatkowych rozpoczął się na dobre. Jeśli nie wiecie komu przekazać swój 1% to już wiecie;) Założyliśmy Rutce subkonto i zbieramy na nim pieniądze na rehabilitację (niestety nie ma co liczyć na rehabilitację w ramach NFZtu, dziadkowie pomagają, ale chyba lepiej, żeby odkładali sobie na „szalenie wysoką” emeryturę;)), na buty, które wciąż okazują się nie takie jak należy, na pasy derotacyjne, na ortezy (które refundowane są tylko częściowo, a to cholerstwo jest nieźle kosztowne), na turnus rehabilitacyjny (jeśli uda się tyle uzbierać). Wiem, że są inni, bardziej potrzebujący, ale wiecie… to nasza córa, tu nie ma innych priorytetów;)
Wpisz w PIT KRS FUNDACJI JAŚ I MAŁGOSIA 0000127075
W rubryce CEL SZCZEGÓŁOWY wpisz #1838 Ruta Gałęza
Zaznacz Wyrażam zgodę
lub
Wpłać darowiznę na konto 88 1240 2539 1111 0010 2766 0745
Z dopiskiem #1838 Ruta Gałęza
Pięknie napisane 🙂 Daję wsparcie i motywację też innym 🙂 Dziękuję 🙂
To my dziękujemy.
Moim zdaniem to piękne, że jeździliście, zwłaszcza teraz, z tej perspektywy! Większe więzi wytworzyliście dzięki temu, więcej wspólnych wspomnień, życia. Jestem pewna, że z czasem znajdziecie złoty środek i że tak czy siak będziecie żyli w szczęśliwości!
Dzięki:) Też tak nam się wydaje.
Jak zwykle szczerze z serducha! Super, że podzieliłaś się doświadczeniem, a przelewając w wirtualną przestrzeń uporządkowałaś chaos i nazwałaś stany rzeczy. Buuźka!
Jak zwykle:) Buźka!
Ej, bez dramy podróżniczej mi tu! To nie można podróżować z dzieckiem blisko? Mieszkacie w super okolicy, aż się prosi o wycieczki po Polsce. Może nie będą tak spektakularne jak po Maroku, ale na pewno pełne przygód. Moje dziecię nienawidziło przyczepki i to pokrzyżowały plany naszych dalekich wojaży. Kiedy chcieliśmy jechać do innego kraju, mała zostawała z babcią. Jeździmy niedaleko od domu, młoda ma frajdę, nadal jest super. Niema czym się chwalić, ale czy to źle? Mam nadzieję, że ta diagnoza jest trochę na wyrost, że tylko trochę rehabilitacji i będzie lepiej. To znaczy może uszkodzenia nie są aż tak rozległe. Poza tym to dziewczynka, dziewczynki mają lepiej. Ich mózgi funkcjonują bardziej całościowo, a to oznacza, że wraz z rozwojem mózg jakby przechodzi samoleczenie. Szuka obejść uszkodzonych sektorów, trochę jak na dysku komputerowym. Część danych bezpowrotnie utracono, ale można od nowa wgrać pewne programy. To, że zaczęła chodzić, to wielka wiadomość. To oznaka, że właśnie mózg znalazł nową drogę. A jeśli zdołał odnaleźć jedną, to odnajdzie i kolejne, czego Rutce gorąco życzę. Trzymajcie się ciepło!
Ej, to zupełnie nie miało zabrzmieć jak podróżniczy lament;) Tylko taka informacja, dla Was drodzy czytelnicy, że drugiej długiej podróży raczej prędko nie będzie:) A Polska przepiękna, dwa tygodnie na Kanarach też, no żyć nie umierać! Mamy się dobrze, zawsze i wszędzie:) Dzięki.
Wzruszyliście mnie bardzo, jesteście cudownymi rodzicami, podróznikami i prawdziwymi ludźmi. Czytałam i myslałam, że nieczęsto zdarzaja sie tacy prawdziwi ludzie. Zycze wam powodzenia w zyciu.
Mama Natalii Mińskiej – Iwona Myszkowska
Dziękujemy bardzo!
Pani życzymy teraz cierpliwości i wytrwałości, bo wiemy jak to jest z mamami jak się wyjeżdża na dłużej. Ślemy gorące pozdrowienia:)
Wpis chwyta za serducho, szczególnie jeśli też jest się rodzicem. Pozdrawiam, życzę duuuuużo zdrowia, sił i radości:)
Dzięki:)
Kochani, dziękuję, że podzieliliście się z nami tak osobistą historią.
Poznałam/spotkałam Was na Włóczykiju, choć już wcześniej śledziłam Waszą podróż na Facebooku. Na Włóczykiju oprócz cudownej relacji z podróży, daliście mi małą lekcję pokory i rodzicielstwa (matce trójki dorosłych synów!) Otóż gdy zaczęła się prezentacja i Kajtek po raz pierwszy wtrącił się z pytaniem: „mogę coś powiedzieć?” speszyłam się niejako za Was („Ojej, będzie przeszkadzać! Weźcie to dziecko”). Super spokojna odpowiedź taty Zbycha: „proszę bardzo Kajtek” i dalsza prezentacja, z aktywnym i zabawnym udziałem Kajtka przywróciła mi właściwy ogląd. Patrzyłam jak ciekawie i spokojnie opowiadacie o swojej niecodziennej podróży jednocześnie zajmując się dziećmi i uzupełniając nawzajem!
Podziwiałam Was wtedy za to i podziwiam teraz czytając Wasze wpisy na Facebooku!
Trzymam za Was kciuki, na pewno razem dacie sobie radę! Tak jak pisaliście, krótkie wypady też mają swój urok:)
PS
Gdyby któraś z tych krótkich wypraw zagnała Was w okolice zamku Książ i jego parku krajobrazowego, to serdecznie zapraszam, z chęcią Was ugoszczę 🙂
Cześć. Dzięki za te ciepłe słowa. My też zawsze zastanawiamy się jak to z tym pokazem będzie i z naszymi dzieciakami, ale jakoś to wszystko działa;)
A co do Książa… z pewnością, bo Dolny Śląsk to taka część Polski, którą uwielbiamy! Będziemy mieli zatem w pamięci:) Dzięki raz jeszcze.
zmroziło mnie, nie mam dzieci, ale ten post zrobił na mnie wrażenie, cieszę sie, że nie tracicie ducha i jesteście w stanie o tym pisać wprost. Buziaki z Poznania
Nie miało być aż tak źle z tym wpisem:) To taka terapia trochę – kiedy coś głośno powiesz, napiszesz jest dużo lepiej i łatwiej, więc napisałam! Ducha nie tracimy, bo i po co. Trzeba iść do przodu, kto wie co nam jeszcze jest pisane;) Buziaki z również Twojej Nowej Huty:D
Macie siłę Kajtostany! Zawsze mieliście, ale teraz jakby ewoluowała 🙂 Sprawni czy mniej sprawni – grunt to mieć miłość, oparcie i uśmiech, a reszta sama przyjdzie! Dużo dobrej energii Wam wysyłam, tu, ze Słupska!
Dzięki, dzięki:) Mamy się mamy! Ściskamy Słupsk!
Piękny wpis o priorytetach, które w życiu się zmieniają i wyzwaniach, które los nam rzuca do rozegrania. Słuchałam Was we Wrocławiu na spotkaniach rowerowych, a na Pannonice pewnie pląsaliśmy razem do Dikandy 🙂 Pozdrowienia dla całej rodzinki!
😀 Och jaki ten świat maleńki;) Tak, priorytety się zmieniają zupełnie nie planowanie, ale ma to swoje uroki:) Pozdrawiamy ciepło i do zobaczenia na kolejnej Pannonice;)
Też się pocieszam , że inni mają gorzej. Mój syn ma 10 lat, i mpdz, nie chodzi i pewnie nie będzie. Nie siedzi nawet bez podparcia, ale chodzi do zwykłej szkoły bo rozwój intelektualny ma w normie. Jak był mniejszy to też Marzyłam o podróżach, ale się bałam, wydawały mi się nie do zrealizowania z niepełnosprawnym dzieckiem. Teraz żałuję że nie zrealizowaliśmy nawet tych lokalnych podróży rowerowych itd, bo dopiero teraz jest ciężko, kiedy na fotelik rowerowy za duży i za ciezki. Ledwo wózek w terenie można pchać. Ale uwielbiam choć poczytać takie blogi jak wasz. I nie martw się naprawdę, córeczka już chodzi! Tak na to trzeba spojrzeć. A chorych dzieci jest tyle, że sprawy sobie nie zdajemy. Wiem, w chwilach załamania też mam myśli, No tak ale są tacy co mają 7 zdrowych, a są tacy co mają dwójkę, i oboje ciężko chorych. Gdzie tu sprawiedliwość. No nie ma… Ale trzeba żyć normalnie. A podróże są cudowne. Będę podróżować z Wami czytając blog. Pozdrawiam serdecznie. milosz-ciurus.blogspot.com
Cześć Moniko, dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Daje mi to tym większą motywację do działania, do podróżowania, do szwędania się i dzielenia się tym:) Przeglądając Waszego bloga aż się popłakałam, ale nie tak na smutno, tylko wesoło, bo bije od Was taka radość niezwykła – Miłosza uśmiech od ucha do ucha. No cudni jesteście! Dużo siły Wam życzymy i przesyłamy moc pozytywnej energii.
Trzymajcie sie cieplo! Zycze Wam tak pozytywnego nastawienia fo swiata jak do tej pory i duzo sily. Super ze Rutka zaczela juz chodzic 🙂 na pewno bedzie dobrze! Sama jestem po operacji na kregoslup i jak bylam w szpitalu w zakopanem smigalam po tatrach z paroma kolezankami z porazeniem mozgowym. I pomimo ze bylo im ciezej nim.mi dawaly rade. I Rutka tez na pewno da 🙂
Niemoc podczas choroby dziecka często podcina skrzydła. Ale zaraz zaczyna kiełkować myśl i przekonanie, że będzie dobrze. Że trzeba działać, nie siedzieć w miejscu. Wierzę, że z Rutką będzie coraz lepiej bo już jest. Mała chodzi, ćwiczy i ma kochających i wymagających;) rodziców więc nie ma innego wyjścia. Trzymam mocno kciuki! Będzie dobrze.
[…] Bo co miałoby się nie udać;) Może nie było tak jak miało być, ale w końcu wiadomo jak to z planami, zwłaszcza naszymi, bywa;) A było to tak. Dawno, dawno temu, czyli w środę przed Sylwestrem, […]
Życzę dużo wytrwałości z rehabilitacją, nie odpuszczajcie, wiele da się poprawić. My walczymy ze skoliozą, i po zaledwie roku są olbrzymie efekty, wszystko dzięki dobrym lekarzom którzy wyłapali to cholerstwo w porę i zalecili intensywną rehabilitację. Po drodze z paru rzeczy zrezygnowaliśmy ale są rzeczy ważne i ważniejsze. najważniejsze to działać i nie tracić nadzieji .. a tego widzę nie brakuje więc będzie dobrze 🙂
Kochani, napisaliście:
na ortezy (które refundowane są tylko częściowo, a to cholerstwo jest nieźle kosztowne) – to prawda, bo stacjonarne sklepy ze sprzętem rehabilitacyjnym mają ogromne marże. Sprawdźcie na ortopedio.pl, tam często udaje się dokonać całego zakupu w ramach refundacji. Jeśli zresztą znajdziecie tam coś dla Rutki – dajcie znać na mojego maila, ponegocjujemy razem cenę 😉
Dużo sił i zdrowia, piękna z Was rodzina. trzymam kciuki!
Kurczę, to super, że nie porzucacie marzeń! Najgorsze w życiu jest ich nie mieć. Bardzo fajnie, że pokazujecie wyjazdy rodzinne. Można? Można! Życzymy mnóstwo zdrowia i energii – niech nic Was nie zatrzyma! 🙂
Dzięki:) Działamy, działamy:)
Dzięki serdeczne. Staramy się i działamy, działamy:)
Ola! obserwuję was przez okno i co dziennie podziwiam. Opowiadam o Was bo jesteście dla mnie wzorem kochającej się rodziny ze wspaniałymi pomysłami. Jestem dumna z tego że Was znam.
[…] Więcej o Rucie przeczytacie TU. […]