Zimowe atrakcje
Nie wiem jak Wasze dzieciaki, ale Kajtek wcale nie przepada za tarzaniem się w śniegu czy szczypiącym mrozem. Chyba jak rodzice woli nieco cieplejsze klimaty. A już najgorzej, jak nie ma śniegu, a mróz trzyma.
Pierwsza próba jazdy na nartach, skończyła się stwierdzeniem: „Ślisko… nie chcę, nie podoba mi się.” Nie będę Kajtka na siłę przekonywać, bo pewnie jeszcze do tego dojrzeje. I tak w tym roku mama „wielki brzuch” była wyłączona z nauki narciarskiej, więc w przyszłym roku będziemy działać ponownie.
Na szczęście są też atrakcje, które nie wymagają zimowego całodziennego, siedzenia na zewnątrz albo nawet jak związane są z przebywaniem na zimnie rozgrzewają na tyle, że temperatury od razu odczuwalne są nieco inaczej. I o takich miejscach, które udało nam się tej dziwnej zimy odwiedzić Kajtostan chciałby coś powiedzieć.
Wszystko zaczęło się od pewnego maila od wujka Pikusia, który jest już chyba rozpoznawalnym podróżnikiem. W mailu wujek zapytywał czy nie chcielibyśmy czasem odebrać nagrody w jego imieniu? On, ze złamanym kolanem, którego nabawił się w Stanachnie bardzo może się pojawić, a ma być jakiś poczęstunek, rozdanie nagród i przede wszystkim wszystko dzieje się w Kopalni Soli w Wieliczce. Długo się nie zastanawialiśmy. Przede wszystkim dlatego, że bardzo lubimy Pikusia, więc jakbyśmy mieli mu odmówić. A po drugie… kopalnia soli za free… takich okazji się nie przepuszcza. Okazało się, że przy okazji samego otwarcia wystawy i rozdania nagród dla zaproszonych zorganizowana jest krótka wycieczka po kopalni.
Więc zjeżdżamy górniczą windą na dół. Kajtek nieco przestraszony, bo ciemno jak cholera i tylko jakaś malutka żaróweczka rozprasza gęsty mrok, ale za to ciekawy. Co, gdzie, jak? W jaskiniach już bywaliśmy, ale w kopalni… nigdy. Nasze zwiedzanie z przewodnikiem trwało ok. pół godziny, pełna trasa turystyczna trwa ponad godzinę i prawdę mówiąc cieszyliśmy się z tej skróconej wersji, bo Kajtek nie bardzo zainteresowany był tym o czym opowiadała pani przewodnik. I po pewnym czasie chciał już wychodzić na powierzchnię. Popełniliśmy zasadniczy błąd, bo zapomnieliśmy zabrać Kajtkowi latarkę lub czołówkę, z pewnością z takim sprzętem miałby dużo większą frajdę z zaglądania do zakamarków, oświetlania tuneli. Nic, następnym razem.
Sama wystawa niezwykle ciekawa, zdjęcia fantastyczne i nawet nie wiedziałam, że temat „Soli na świecie” może być tak inspirujący.
Po pobycie w kopalni pomyśleliśmy, że takie miejsca, pod ziemią, ze stałą temperaturą są idealnym miejscem do zwiedzania właśnie zimą. Latem trzeba pamiętać, by zabrać ze sobą coś ciepłego do ubrania i najlepiej też czapkę, a zimą… wystarczy zdjąć rękawiczki, szalik i temperatura otoczenia jest idealna. Także polecamy zimą jaskinie i kopalnie.
Kolejnymi miejscami, które odwiedziliśmy zimą i okazały się strzałem w dziesiątkę są wszelkiego rodzaju muzea na otwartym powietrzu. Nam w tym roku udało odwiedzić się JuraPark w Krasiejowie oraz Sądecki Park Etnograficzny w Nowym Sączu.
Wystarczy wybrać słoneczny dzień (ta zima dała nam szerokie pole do popisu) i pojechać na spacer/zwiedzanie. Zazwyczaj w sezonie zimowym miejsca te są zupełnie opustoszałe. Mniej turystów generuje mniejsze przychody, a co za tym idzie wyższe koszty utrzymania, dlatego większość „wewnętrznych” atrakcji jest niedostępnych. Dzięki temu jednak otrzymujemy też bonus – tańszy bilet wstępu, czasami nawet o ponad 50 %. Tak jak w przypadku kopalni, wydaje nam się, że dwu-trzylatek (przynajmniej Kajtek tak ma) nie jest w stanie na dłużej skupić się na, najczęściej, monologu przewodnika, jakkolwiek by barwnie go prowadził. Dużo ważniejsze są doznania sensoryczne, po prostu chłonięcie otoczenia wszystkimi zmysłami. I tu super sprawą okazał się park dinozaurów.
Większość atrakcji, jak podróż ciuchcią przez historię ziemi czy wewnętrzne ekspozycje były pozamykane. Niemniej jednak największą frajdą w takim miejscu są oczywiście… dinozaury, które bez problemu można było oglądać. Cała ścieżka przez park jest tak skonstruowana, że przemieszczamy się w czasie i poznajemy kolejne wielkie gady charakterystyczne dla danej ery.
Co więcej jest tak poprowadzona i ogrodzona, że zaczynając wędrówkę nie zdajemy sobie sprawy z tego co czeka nas dalej, aż w końcu docieramy do prawdziwych gigantów i ten widok robi naprawdę niezłe wrażenie. Osobiście nie jestem i nigdy nie byłam fanem dinozaurów, ale fascynacje dziecka bywają różne i często są odkrywcze i inspirujące. Może dzięki temu, nie tylko na Kajtku, ale również na mamie Fasoli miejsce to zrobiło takie wrażenie.
Część „manekinów” można dotknąć, usiąść na nich, co jest bardzo ważne przy zwiedzaniu czegokolwiek z dzieckiem. Kolejnym atutem otwartych muzeów w sezonie zimowym jest brak infrastruktury towarzyszącej, czyli innymi słowy są wtedy pozbawione niepotrzebnego kiczu. Nie ma stoisk z balonikami, żelkami, fastfoodami i wszelkimi innymi duperelami. Pozbywamy się przez to zastojów przy oglądaniu kolejnego chińskiego badziewia z prośbą o zakup „tej mojej ulubionej”. I to jest absolutnie doskonałe! Pamiętać należy jednak o zabraniu ze sobą wałówki, bo wraz z kolejnymi okresami geologicznymi przybywa wolnego miejsca w brzuchu. W Krasiejowie oprócz samego JuraParku jest świetny plac zabaw, który jest czynny również zimą. Z pewnością latem również warto się tam wybrać, bo na terenie parku znajduje się również kąpielisko z plażą, więc spokojnie można zrobić sobie tam całodzienny wypad rodzinny z wieloma atrakcjami. tyle, że za większe pieniądze i w towarzystwie dużo większej ilości ludzi.
Trzecim miejscem, które chcieliśmy polecić jest Skansen w Nowym Sączu. Tu również obowiązuje inna stawka za wejście w sezonie zimowym. Niestety chaty są w tym czasie pozamykane, ale miejsce na spacer jest bajeczne i gwarantuje wycieczkę w czasie i w przestrzeni pomiędzy różnymi ludami karpackimi. Do chat można oczywiście zaglądać przez okienka i jasne to nie to samo co wejście do środka, ale daje jako taki obraz życia np. Łemków w XIX wieku. Spotkamy tam typowe konstrukcje architektoniczne oraz tradycyjną kulturę ludową lokalnych grup etnograficznych – Lachów, Pogórzan i Górali Sądeckich oraz grup etnicznych: Łemków, Niemców i Cyganów.
Oprócz chat mieszkalnych, kurników, studni czy kuźni, na teren parku etnograficznego zostały przeniesione również świątynie, między innymi łemkowska cerkiew z Beskidu Niskiego z nieistniejącej już wsi Czarne. Skansen położony jest na wzgórzu, na ogromnej powierzchni, dzięki czemu dzieciak może się wybiegać, choć polecamy jakiś wspomagacz do przemieszczania się w postaci wózka czy nosidła, bo nawet najwytrwalsi czasem się męczą. Oprócz typowej zabudowy wiejskiej w Skansenie zrekonstruowano miasteczko galicyjskie z rynkiem w centralnym punkcie, karczmą i sklepami wokół niego. Karczma nie jest tylko imitacją, ale działającą restauracją, w której możemy się ogrzać i posilić po tej niesamowitej wycieczce w czasie i przestrzeni.
Jeśli więc macie dosyć nart, sanek, łyżew albo śniegu brak, a słońce świeci śmigajcie z dzieciakami po skansenach (których w Polsce jest całkiem sporo) i innych muzeach na otwartych przestrzeniach. Robią bardzo pozytywne wrażenie, dają dużo radości i poszerzają wiedzę i horyzonty za stosunkowo niewielkie pieniądze.
Pewnie Wam też udało się tej zimy odwiedzić tego typu miejsca, może zdradzicie gdzie warto zaglądnąć z ciekawym świata Kajtkiem?
nie bylam ale slyszalam ze jest fajny skansen w Opolu 😉 Buziaki kochani!
No to koniecznie, już z młodym:)